Najpopularniejsze są te z serem ( queso ), szynką ( jamón ), szpinakiem ( espinacas) lub dorszem ( bacalao ). W tapas barach są w wersji pinchosów, czyli pojedynczo poukładane na talarkach z bagietek lub w wersji tapas – na ciepło. Podawany jest wtedy cały talerzyk po kilka sztuk z sosem. Super przekąska do piwa czy wina. Gdzie można znaleźć najlepsze jedzenie uliczne. Bangkok jest pełen ludzi, a każdy z nich chce coś zjeść. Osoby odwiedzające to miasto mogą spróbować nowych niezwykłych dań, a także ulubionych kulinarnych klasyków Bangkoku. Świetne jedzenie jest dostępne niemal wszędzie: w szczególności w pobliżu stacji kolejowych lub w 4. Tamburini, via Caprarie 1. W Tamburini zawsze tłoczno. Tamburini to sklep z lokalnymi produktami połączony z barem. Bar otwierają o 12:00, a już o 11:50 ludzie ustawiają się w kolejkę. Szkoda, że dopiero w dzień wyjazdu zorientowaliśmy się że można tam również pysznie zjeść. Nie ma opłaty coperto. Podobnie jak w Rydze, w Tallinie również można znaleźć pomnik wolności. Zaraz za nim jest zaznaczone miejsce, w którym kończył się łańcuch bałtycki w roku 1989. Około 2 milionów ludzi z Litwy, Łotwy i Estonii utworzyło żywy łańcuch, w ramach protestu przeciwko Rosji. . Uwielbiam, gdy po odwiedzeniu nowego dla mnie miejsca, mogę powiedzieć: „było lepiej niż myślałam”. To uczucie niedosytu i chęć powrotu przy najbliższej możliwej okazji. Są przecież miasta, z których od razu chce się uciekać. Są też takie, o których myślisz: „byłam, zobaczyłam, nie zaprzątam sobie więcej głowy” (np. Kijów czy Noto na Sycylii). I na końcu znajdują się te, które pozostają w pamięci na długo. Zupełnie niespodziewanie do tej trzeciej kategorii (w której dziś jest np. Mostar w Bośni i Hercegowinie) awansował u mnie Tallin. To miała być jednorazowa przygoda, a tymczasem już w głowie układam sobie listę powodów, dla których do stolicy Estonii musimy kiedyś wrócić. Dlaczego warto odwiedzić Tallin chociaż na weekend? Krótko o EstoniiTallin – średniowieczna perełka o bogatej historiiGdy Tallin był duńskiNiemcy, Szwedzi, Rosjanie, czyli co było dalejTallin informacje praktyczneJak dojechać z lotniska w Tallinie do centrum?Gdzie zjeść w Tallinie?Gdzie spać? Hotel w TallinieLoty do Tallina. Jakie linie wybrać?Tallin atrakcje, czyli co zobaczyć w stolicy Estonii?Plac RatuszowyPunkty widokowe na Górnym Starym MieścieKościół Świętego OlafaTrzy SiostrySobór św. Aleksandra NewskiegoPasaż Świętej KatarzynyKatedra Najświętszej Maryi PannyBrama ViruMury miejskie i baszty obronneCo jeszcze zrobić w Tallinie? Krótko o Estonii Estończyków w Estonii jest 1,3 miliona. Dla porównania sąsiadujących z nimi Łotyszów już 2 miliony, a mieszkających nieco dalej Litwinów – 3 miliony. Kraj ten pod względem powierzchni plasuje się pomiędzy Danią i Holandią a Słowacją. Co ciekawe, w granicach Estonii jest 1521 wysp (największe to Sarema i Hiuma), a najwyższy punkt w tym kraju mierzy 318 m Pomimo tego, że Estonia należy do młodych państw, to Estończycy nie są młodym narodem. Plemiona, które są dziś idealizowane przez miejscowych na szorstkich, pracowitych i uczciwych, zamieszkują te ziemie od setek lat. Nie długo jednak byli oni wolni, będąc zniewoleni a to przez Niemców, Szwedów, Duńczyków czy Rusów. Tallin – średniowieczna perełka o bogatej historii Efektem tej burzliwej historii jest Tallin (lub jak kto woli Tallinn). Jest to jedno z najlepiej zachowanych średniowiecznych miast w Europie. Jego dzieje sięgają przełomu I i II wieku kiedy po raz pierwszy wspomniano o obecności Estów na terenach, gdzie dziś znajduje się stolica Estonii. Gdy Tallin był duński Potem byli Wikingowie. Ci z Estoni byli ponoć niezwykle brawurowi i odważni. Na luzie porywali księżniczki i przyszłego króla duńskiego, a potem sprzedawali ich za pieniądze. W 1154 roku arabski badacz al-Idrisi umieścił Tallin w swoim atlasie pod nazwą Kalawin (Kalevan). W tamtych czasach na wapiennym wzgórzu Toompea (dziś Górne Miasto – tam są najlepsze punkty widokowe) wzniesiono gród Estów. Leżąca na przecięciu szlaków twierdza szybko wpadła w ręce Duńczyków. Na początku XIII wieku rozbudowali oni staroestoński zamek i nazwali go Taanllinn, co ponoć oznacza „duńskie miasto” (nie znamy ani słowa po duńsku). Chwilę później miejscówkę odbił niemiecki zakon rycerski w Inflantach, by potem znowu była ona w rękach Duńczyków. W 1285 roku Tallin przyjęto do średniowiecznego związku miast handlowych – Hanzy. Obecna stolica Estonii szybko stała się jednym z głównych ośrodków handlowych, a pozostałością tej potęgi są dziś wielkie baszty, bramy wjazdowe do miasta, wieże oraz najdłuższe w Europie Północnej mury obronne. Niemcy, Szwedzi, Rosjanie, czyli co było dalej Wraz z przygasającą potęgą duńską ówczesny król sprzedał miasto zakonowi inflanckiemu (1346 rok). Był to trudny czas dla Tallina. Niemcy prowadzili krwawą chrystianizację (wymordowali sprzeciwiającą się szlachtę). Zakon siedziałby tu długo, ale mistrz tak się bał ataku Rosjan, że w 1561 roku poddał część Inflant Polsce i Litwie, a ziemię z Tallinem – Szwecji. Nastały spoko czasy z reformacjami i luteranizmem, ale iskrzyło na linii Szwecja – (zaskoczenie) Rosja. Finalnie na skutek wojny północnej miasto wpadło w ręce Imperium Rosyjskiego. Car Piotr I darzył Tallin sympatią, podobało mu się ogarnięcie mieszkańców, więc dał dużo praw. Wypromował też określenie „Tallin oknem na zachód”. Powstało połączenie kolejowe z Sankt Petersburgiem (1870 rok), co powodowało rozbudowę miasta. Próbowano rusyfikować ludność, ale bez sukcesu. Tak to się bujało aż w 1917 roku, gdy ogłoszono pierwszą estońską konstytucję, a 24 lutego 1918 roku niepodległość. Pierwsza flaga Estońska powiewała na Długim Hermannie w Tallinie. Dziś obok znajduje się Estoński Parlament. Potem był pakt Ribbentrop-Mołotow, który ponownie pozbawił Estończyków ich własnego kraju. II wojna światowa to bombardowania miasta – niemal 50% zabudowy zamieniło się w gruzy. Po wojnie, pod radzieckim sztandarem, Tallin był najważniejszym miastem republik nadbałtyckich. Estonia ponownie była wolna 20 sierpnia 1991 roku, flaga wróciła na Długiego Hermanna. Zanim przejdziemy do creme de la creme, czyli zwiedzania miasta, kilka wskazówek, które mogą się przydać w organizacji wycieczki do Tallina. Jak dojechać z lotniska w Tallinie do centrum? Ten temat to akurat bułka z masłem. Lotnisko od centrum miasta dzieli bowiem zaledwie 7 km. Dwiema najpopularniejszymi metodami dojazdu z lotniska są: tramwaj numer 4. Do słynnej atrakcji turystycznej, czyli Bramy Viru na starym mieście, jedzie się około 30 minut. Ten środek transportu zatrzymuje się przed samymi drzwiami lotniska (kierujcie się w rejon wypożyczalni samochodów). Bilet, który kupić można u motorniczego, kosztuje 2 EUR. Szybko, bezpiecznie i przyjemnie. uber. Tutaj sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Można trafić przejazd z lotniska na stare miasto za 4 EUR, ale pojawiają się też ceny w wysokości 22 EUR. Niezła różnica. 🙂 Zależy to od tego, ile aktualnie turystów i miejscowych ma ochotę pojechać uberem. Samochodów na mieście nie ma jednak zbyt dużo, więc złapanie niskiej ceny to nie lada wyzwanie. Gdzie zjeść w Tallinie? Nie często się to zdarza, ale w Tallinie dopadła nas klęska urodzaju. Okazuje się, że sporo z Was, jak i naszych znajomych, miało okazję już odwiedzić to miasto. Dostaliśmy, więc sporo wiadomości, do jakich knajp i restauracji warto wstąpić. Wśród nich najczęściej pojawiała się jedna: Kompressor. To tu podobno można zjeść najlepsze naleśniki w Tallinie. Jako, że naleśnikom nigdy nie mówimy „nie”, postanowiliśmy to sprawdzić. W środku siedziało sporo ludzi, na stolik trzeba było chwilę zaczekać, a do wejścia zachęcały również bardzo przystępne ceny. W menu oczywiście głównie naleśniki, zarówno wytrawne, jak i słodkie. Ponadto sałatki, zupy i różnorakie napoje. Naleśniki faktycznie okazały się smaczne i sycące, jednak nie mogę powiedzieć, że najlepsze, jakie w życiu jadłam (Mamo, pozdrawiam!). Polecanych adresów było jednak znacznie więcej. Chociaż nie mieliśmy okazji ich osobiście sprawdzić, spiszę je tutaj, bo zarówno Wam, jak i nam mogą się w przyszłości przydać. Jedna z częściej wspominanych restauracji to mieszcząca się w budynku ratusza III Draakon o ciekawym, średniowiecznym klimacie. Do listy dopisujemy jeszcze: Beer House, Hotokas, Karja Kelder i Cafe Klaus. Gdzie spać? Hotel w Tallinie Na nasz 2-dniowy pobyt w Tallinie wybraliśmy Rixwell Old Town Hotel i byliśmy bardzo zadowoleni z decyzji. Jak sama nazwa wskazuje, ten 3-gwiazdkowy obiekt zlokalizowany jest w obrębie Starego Miasta, około 150 metrów od kościoła św. Olafa. Zarówno lokalizacja, jak i wnętrze hotelu przypadły nam do gustu. Budynek został wkomponowany w zabytkowe mury miejskie, co nadaje mu charakteru i bardzo fajnie wygląda. Atutem są też wliczone w cenę noclegu smaczne śniadania. Jeżeli chcielibyście zarezerwować ten lub jakikolwiek inny obiekt poprzez Booking, skorzystajcie z tego linka, a otrzymacie 50 zł zwrotu. Nie interesują Was hotele? Łapcie 100 zł na Airbnb. Loty do Tallina. Jakie linie wybrać? Istnieje kilka opcji. My naszą podróż do stolicy Estonii mieliśmy przyjemność odbyć na pokładach samolotów linii Air Baltic. Celem dostania się do Tallina, musieliśmy zaliczyć przesiadkę na lotnisku w Rydze. Zarówno loty, jak i przesiadka, były krótkie, cała eskapada nie była więc męcząca. Dodatkowo godziny lotów Air Baltic są na tyle dogodne (wylot piątek wieczorem, powrót niedziela popołudniu), że taki city break w Tallinie udało się zorganizować bez straty ani jednego dnia urlopu! I wszystko poszłoby by gładko, gdyby nie konkretna ulewa w Warszawie, akurat wtedy, kiedy szykowaliśmy się do wylotu. Z powodów pogodowych lecący po nas samolot musiał lądować… na lotnisku w Modlinie. Stamtąd, po szybkim tankowaniu, usiadł na Lotnisku Chopina. Oznaczało to, że do Rygi na pewno nie wylecimy o czasie. Według rozkładu na przesiadkę mieliśmy 1:15, a z Warszawy wystartowaliśmy z 40-minutowym opóźnieniem. Przed oczami stanęły nam już czarne myśli, że nie zdążymy na lot do Tallina i czeka nas noc w stolicy Łotwy. Nic z tych rzeczy! Choć trudno było nam w to uwierzyć, po setkach lotów Ryanairem i Wizz Airem, samolot po prostu na nas (i innych pasażerów) poczekał! Mogliśmy zatem na własnej skórze sprawdzić budzące podziw statystyki Air Baltic – w czerwcu 2018 roku ponad 99% pasażerów dotarło do lotnisk docelowych tak jak planowali! Co również różni Air Baltic od innych linii to fakt, iż praktycznie nie odwołuje swoich rejsów (5134 lotów i tylko 16 się nie odbyło). To miła odmiana np. w stosunku do LOTu, który swoją drogą też oferuje loty do Tallina. Tak wyglądał posiłek w klasie biznes na krótkim locie z Tallina do Rygi. Ile kosztują bilety do Tallina? Jeżeli marzy Wam się Tallin to najtańszą lotniczą opcją, no chyba, że trafi się jakaś mega okazja, jest właśnie Air Baltic. Linia ma cykliczne spoko promocje, jedna trwa teraz (rezerwacje do 11 września, na loty od 1 października do 28 maja). Co w tym wszystkim najlepsze to obejmuje ona również takie terminy jak Sylwester czy Majówka 2019. Myślę, że warto sobie wcześniej zaplanować. 🙂 Tallin atrakcje, czyli co zobaczyć w stolicy Estonii? Początkowo wydawało się nam, że weekend na spokojnie wystarczy, żeby odhaczyć wszystkie miejsca na liście „co zobaczyć w Tallinie”. Troszkę się jednak przeliczyliśmy. Aby zrealizować cały plan przydałby się jeszcze jeden, no może dwa dni (wtedy moglibyśmy też „wyskoczyć” do Helsinek). Do dyspozycji mieliśmy jednak tylko weekend. Podczas zwiedzania skupiliśmy się więc przede wszystkim na Starym Mieście, które leży na dwóch poziomach i dzieli się na Górne i Dolne. To tutaj znajdują się przecież najważniejsze atrakcje Tallina. I tu znów spotkało nas miłe zaskoczenie. Stare Miasto okazało się bowiem dużo większe niż sobie wyobrażaliśmy. Masa zabytków, pięknych kamieniczek i urokliwych zakątków. Nie sposób wszystkich wymienić! Jest jednak kilka miejsc, na które warto zwrócić szczególną uwagę. Plac Ratuszowy To w tym miejscu bije serce Tallina. Główny plac, od którego odchodzą zabytkowe uliczki ze średniowiecznymi kamienicami to dobry punkt do rozpoczęcia zwiedzania. Rynek (lub plac) Ratuszowy położony jest w środkowej części Starego Miasta. Niegdyś to właśnie tutaj koncentrowało się życie tallińczyków. Miejsce do dziś jest naturalnym centrum starówki, często obleganym przez turystów. Główną budowlą na placu jest oczywiście Ratusz Miejski – jeden z najważniejszych symboli Tallina. Mało tego, dawny budynek władz miejskich stolicy Estonii ma już ponad 600 lat i jest jedynym gotyckim ratuszem w północnej Europie, który przetrwał do dnia dzisiejszego. Przy Placu Ratuszowym znajduje się jednak więcej ciekawych zabytków. Na uwagę zasługuje znajdująca się w północno-wschodnim narożniku Apteka Magistracka. Powstała ona w 1422 roku i uważana jest za najstarszą aptekę w Europie. Co ciekawe, dawniej funkcjonowała ona nieco inaczej niż współczesne apteki. Można w niej było kupić bowiem wino, tytoń, karty do gry czy przyprawy. Wśród ówczesnych medykamentów znajdowały się niespotykane obecnie „leki”, takie jak: mocz z czarnego kota czy puder z rybich oczu. Punkty widokowe na Górnym Starym Mieście Dwa najlepsze miejsca do podziwiania stolicy Estonii znajdują się na wzgórzu Toompea. Pierwszy z nich (położony najbardziej na północ) nazywa się Patkuli Viewing Platform i roztacza się z niego bardzo ładna panorama na Tallin. Jest on niezwykle popularny w weekendy, trudno nawet dopchnąć się do barierki, żeby coś zobaczyć! Owe miejsce znajduje się na szczycie stromego zbocza, więc jak już dopchacie się do krawędzi to na pewno będziecie zadowoleni z widoków. Jeżeli chcecie uniknąć tłumów, polecamy wstać rano lub przyjść wieczorem. Obserwować stąd można strzelistą wieżę kościoła św. Olafa, baszty, miejskie mury i czerwone dachy Starego Miasta. Wszystko to w otoczeniu soczystej zieleni. Możecie się tu dostać na 2 sposoby: z Dolnego Miasta przechodząc obok Soboru św. Aleksandra Newskiego lub schodami wychodząc ulicą Nuune. Po lewej stronie punktu widokowego dostrzec można fragment fosy miejskiej Snelli tiik. Bez trudu zobaczycie stąd Morze Bałtyckie. Drugi punkt widokowy, który polecamy to Kohtuotsa Viewing Platform położony bardziej na wschód. Ale wciąż na Górnym Mieście. Równie popularny jak ten pierwszy, a oglądać stąd można z góry wąskie uliczki Starego Miasta, strzeliste wieże ratusza oraz kościoła św. Ducha. Tworzy to ciekawy kontrast, bowiem za wiekowymi budynkami stoją nowoczesne hotele i biurowce. Kościół Świętego Olafa Najwyższa budowla na zdjęciu to właśnie kościół św. Olafa. Tak jak wspomniałam wcześniej, mieszkaliśmy bardzo blisko tego miejsca, więc mijaliśmy je praktycznie za każdym razem po wyjściu z hotelu. Budowla jest naprawdę pokaźnych rozmiarów, więc ciężko jej nie zauważyć. Jest widoczna z wielu punktów w mieście i jednocześnie jest jednym z bardziej charakterystycznych elementów w panoramie Tallina. Kościół położony przy ul. Lai 50, powstał w średniowieczu w pobliżu placu targowego kupców skandynawskich. Nosi wezwanie Olafa II, króla Norwegii. Pierwsze wzmianki o kamiennej świątyni pochodzą z 1267 roku. W XV wieku wieża kościoła została zwieńczona wysokim, szpiczastym hełmem. Imponująca gotycka wieża kościelna miała wówczas 159 m wysokości i była najwyższa nad Bałtykiem. Po kilku pożarach przebudowywana, mierzy obecnie 123 metry. Najlepsze jest jednak to, że w kościele znajduje się taras widokowy (a właściwie tarasik). Wejście na wieżę kosztuje 3 EUR i wymaga trochę wysiłku. Do pokonania jest 60 metrów w górę. Niestety nie ma windy. 😉 Idzie się po krętych, dość wysokich schodach. Ile ich jest nie wiem, straciłam rachubę po pierwszej 100. Jest wąsko i mało miejsca do mijania. Ale to nic! Gdy już wejdziemy zdyszani na szczyt, jest co podziwiać. Cały Tallin u naszych stóp. Widoki rekompensują wysiłek, także polecam się nie zniechęcać. Trzy Siostry „Trzy Siostry” (Kolm Õde) – taką nazwę nosi zespół trzech gotyckich kamienic mieszczańskich znajdujących się na rogu ulic Pikk i Tolli. Uznawane za jedne z najstarszych w Tallinie, budynki powstały w drugiej połowie XIV wieku. W związku z tym jednak, że kobiet nie pyta się o wiek, dokładna data urodzenia „sióstr” owiana jest tajemnicą. Obecnie, dysponując grubym portfelem, można przenocować w „Trzech Siostrach”. Budynki zostały zaadaptowane na luksusowy hotel, w którym zachowano średniowieczne wnętrza. Podobny kompleks architektoniczny, który poprzez analogię do budynków w Tallinie nosi nazwę „Trzej Bracia”, można podziwiać w Rydze. Sobór św. Aleksandra Newskiego To zdecydowanie najbardziej pełna przepychu budowla w całym Tallinie. Sobór, który miał symbolizować potęgę Rosji oraz jej wszechogarniające wpływy został zbudowany w latach 1894-1900 w południowej części wzgórza Toompea. Już z daleka wyróżnia się architekturą na tle innych budowli w mieście. Sobór prawosławny św. Aleksandra Newskiego wieńczy pięć kopuł – duża kopuła centralna i cztery mniejsze, boczne. Jej wygląd nawiązuje do XVII-wiecznych cerkwi moskiewskich. Pasaż Świętej Katarzyny Od razu powiemy, że nie zmęczycie się spacerem tutaj. Uliczka (zlokalizowana tutaj), nazywana przez miejscowych Katariina Kaik, ma nieco ponad 100 metrów. W weekendowy środek dnia może być tak zatłoczona, że ciężko o jakiekolwiek zdjęcie. Dlatego też nasze zdjęcia są z 7 rano w niedzielę, gdy wszyscy turyści jeszcze smacznie spali. 🙂 Niewątpliwie jednak Pasaż Świętej Katarzyny to miejsce bardzo przyjemne i klimatyczne. Jedno z najbardziej interesujących na Dolnym Mieście. Spacerując tędy będziecie mieli okazję z jednej strony podziwiać warsztaty artystyczne, w których twórcy tradycyjnymi metodami wytwarzają biżuterię, ceramikę i wyroby szklane. A z drugiej pasaż ciągnie się wzdłuż kompleksu klasztornego Dominikanów z XIII wieku. Katedra Najświętszej Maryi Panny Powinniście przechodzić obok niej spacerując po Górnym Mieście (lokalizacja katedry). W pobliżu kościoła przechodzą bowiem główne szlaki do wspomnianych wcześniej punktów widokowych. Katedra Najświętszej Maryi Panny w Tallinie jest jednym z trzech funkcjonujących kościołów średniowiecznych w stolicy Estonii. Zaraz po zdobyciu miasta przez Duńczyków powstał tutaj drewniany kościół około roku 1219. W 1243 r. wzniesiono na jego miejscu kamienną, gotycką świątynię. Pochowano tutaj między innymi szwedzkiego gubernatora Estonii – Pontusa de la Gardie. Brama Viru Przekraczając bramę Viru zostawiamy XXI wiek za sobą i wkraczamy w czasy średniowiecza. Dawniej ta XIV-wieczna brama broniła od wschodu wjazdu do miasta. Dzisiaj to turystyczne wrota do tallińskiej starówki i jedna z topowych atrakcji. Choć z kamiennej budowli do dziś przetrwały tylko dwie bliźniacze baszty nakryte szpiczastymi „czapkami”, wciąż warto je zobaczyć. Brama łączy się z pełną sklepów i restauracji ulicą Viru, która prowadzi na Plac Ratuszowy. Mury miejskie i baszty obronne Brama Viru to jednak tylko jeden z elementów potężnych obwarowań Tallina. W czasach największego rozkwitu miasta całkowita długość systemu fortyfikacji wynosiła prawie 4 km. W ich obrębie znajdowało się 46 baszt oraz 6 bram. Do dziś zachowało się 1850 m murów miejskich, 26 baszt i 4 bramy, więc całkiem sporo. Najbardziej imponujący fragment murów znajduje się w północno-zachodniej części starówki (w pobliżu ulic: Gumnaasiumi, Kooli i Laboratooriumi). Przylega do nich aż 8 wież, z których 3 udostępnione są dla zwiedzających. Ponadto spacerując po mieście warto zwrócić uwagę na takie obiekty jak: Baszta Dziewicza, gdzie kiedyś mieściły się lochy dla upadłych panien, Gruba Małgorzata – basztę, która nazwę zawdzięcza swym pokaźnym rozmiarom czy Długi Hermann (Pikk Hermann) – jedną z najbardziej symbolicznych budowli w Estonii. Co jeszcze zrobić w Tallinie? Kilka pomysłów na to, co byśmy jeszcze mogli zrobić w Tallinie, gdyby weekend był nieco dłuższy. Myślę, że mogą to być również inspiracje na kolejny wypad do stolicy Estonii. 1. Wybrać się na plażę Pirita. 2. Zobaczyć pałac i park Kadriorg. 3. Przespacerować się po dzielnicy Kalmaja. 4. Zorganizować wycieczkę do podwodnego estońskiego więzienia Rummu. 5. Wyskoczyć na kilka chwil do Helsinek (w końcu to niecałe 80 km i 2 h promem). *Wpis powstał we współpracy z liniami lotniczymi Air Baltic. Zapisz się do naszego newslettera, żeby nie ominęły Cię żadne nowości! City break do Tallina? Czy 2 dni wystarczą na poznanie miasta ? Co warto zwiedzić w tym czasie, a co sobie odpuścić? Ile pieniędzy przeznaczyć na podróż i pobyt ? Gdzie nocować ? Co lokalnego warto zjeść ? Skłamałbym, gdybym napisał, że wszystkie moje podróże to jeden wielki spontan. O ile wybór samego miejsca docelowego opiera się na aktualnych promocjach lotniczych lub autokarowych, o tyle sam pobyt staram się zaplanować. Nic dziwnego, skoro w wielu przypadkach mam średnio dwa dni na dobre poznanie odwiedzanego miejsca. Tallin szczerze mnie zachwycił. Nawet słaba pogoda nie zmieni we mnie tej fascynacji. Suplementem do tego artykułu jest dodatek poświęcony praktycznym poradom dotyczącym pobytu i zwiedzania Tallina. Zapoznaj się z nim dopiero po przeczytaniu tej relacji. Na jej końcu jeszcze raz podam link do poradnika 🙂 Co zwiedzić w 2 dni w Tallinie? Jak dotrzeć do Tallina ? Każdy, kto wybiera się do Wilna, Rygi czy Tallina, zazwyczaj wybierze transport autobusowy. Ja skorzystałem z przejazdu w dobrej cenie ówczesnym Polskim Busem. Od czasu mojej wyjazdu trochę się zmieniło. W okresie jesienno-zimowym podróż z Warszawy czy Bydgoszczy do Tallina, zakupiony na stronie Flixbusa jest realizowany przez Eurolines Lituania. Obecnie najtańszy bilet w jedna stronę zaczyna się od 79 zł. Trzeba się jednak nastawić nawet na koszt 176 zł w jedna stronę (ok. 350 zł/obie strony). Cała droga zajmuje ok. 16 godzin. Do wyboru, oprócz Eurolines i przelotu mamy: Ecolines, Luxexpress i Sindbad. Możemy też zdecydować się na wariant- przejazd do Wilna lub Rygi, pozwiedzać miasto i przesiąść się na połączenie do Tallina innego przewoźnika. Będzie to pierwszy artykuł podzielony na część będącą relacją z podróży i pobytu i drugą- poradnikową. Nie chcę zanudzać w relacji, zbędnymi szczegółami. Dla osób planujących taka podróż dodatkowy poradnik będzie, mam nadzieję, cennym uzupełnieniem. Najpierw przeczytajcie proszę poniższy artykuł. Potem zapraszam Was do poradnika. Termin pobytu r wyjazd z Warszawy powrót z Tallina Koszty w Tallinie Bus Lublin-Warszawa-Lublin 24 zł Warszawa-Tallin-Warszawa 80 zł (Flixbus) Nocleg – Hostel 16eur Old Town Munkenhof 75 zł (37,50zł/dobę) – podlinkowałem ten hostel bo jest spoko, w dobrej lokalizacji i cenie. Sami sprawdźcie. Świetną alternatywą jest Old House Hostel, szczególnie, jeśli nie jedziecie sami, tylko we dwoje lub kilka osób. Można też skorzystać z oferty portalu Airbnb. Korzystaliście już ze zniżki? Suma kosztów (bez wyżywienia): ok. 180 zł Transport Flixbus jadąc z Warszawy, zatrzymuje się jeszcze w Wilnie i Rydze. W samym Wilnie czeka nas jeszcze szybka przesiadka do innego autokaru, tym razem dwupoziomowego. W Tallinie mamy możliwość zakończenia podróży na przystanku przy porcie lub, na co sam się zdecydowałem- na głównym dworcu autobusowym. Kiedy już dotrzemy na miejsce, pamiętaj o zmianie czasu- przestawiamy zegarki o godzinę do przodu. Z dworca, możemy przejść się do centrum miasta. To zaledwie 15-20 minut drogi. Po drodze mijam duże centrum handlowe Viru Keskus, pod którym znajduje się ważny punkt komunikacyjny, lokalny dworzec autobusowy. W przeciwieństwie do dworca głównego, obsługuje on tylko lokalne połączenia. Kierując się w stronę Informacji turystycznej, mijam jedną z bram miejskich- Viru, przy której aktualnie prowadzone są prace remontowe. Stad już dość dobrze widać, że Tallin jest właścicielem pięknego starego miasta. A to dopiero początek. Przechadzając się wybrukowanymi uliczkami po tej części starówki, przyglądam się witrynom, jeszcze zamkniętych o tej godzinie punktów handlowych. Wśród nich znajduje się sporo kawiarni, restauracji, księgarni i niezliczona ilość muzeów. Tak, to jedno z największych zaskoczeń w tym mieście. Przygotowując się do wyjazdu, zauważyłem ponadprzeciętną ilość tych punktów na Tallińskiej mapie kultury. Teraz przekonuje się naocznie, że niskie bezrobocie w dużym stopniu uzależnione jest od ogromnej ilości pracowników zatrudnionych w tutejszych muzeach 🙂 W Informacji Turystycznej odbieram przygotowaną dla mnie Tallin Card na 48 godzin. W takim mieście jak to koniecznie trzeba skorzystać z tej prostej formy zaoszczędzenia na transporcie i atrakcjach turystycznych. Przez główny plac starego miasta, na którym jeszcze nie raz się pojawię, kieruję się do hostelu 16 € Old Town Munkenhof. Najbliższym muzeum, znajdującym się od hostelu jest Muzeum Miejskie Tallinna Linnamuuseum. Budynek nie bez powodu przypominający dom kupiecki mieści się ekspozycja szlaków morskich. Sporo tu makiet i modeli. Ogromna makieta miasta, modele budynków, statków, portrety mieszczan, wystawa naczyń z porcelany. Sporo elementów audiowizualnych. Dodatkowym atutem jest możliwość korzystania z audio przewodnika w kilku językach, angielskim. Jest to jedno z wielu miejsc w Tallinnie, któ®e tak bardzo przypominają mi budynki, które znam z Rygi. Już po zwiedzaniu muzeum, pięknymi uliczkami spaceruję w stronę kolejnej atrakcji, jaką jest Muzeum Historii Estonii- Eesti Ajoloomuuseu. To ciekawe miejsce mieści się niedaleko ratusza. Zresztą najważniejsze atrakcje w Tallinie znajdują się zazwyczaj w promieniu ok. 30 minut pieszo od centrum starego miasta. Zbiory muzealne robią wrażenie. Ekspozycja pokazuje historyczny rys od czasu średniowiecza do czasów obecnych. Tysiące monet, przedmiotów codziennego użytku na przestrzeni lat. Pora na słodkości. Tallin jest niewątpliwie stolica marcepanu. Jednak z tamtejszych legend mówi o małej aptece, w stolicy Estonii, która wyprodukowała lek „na poziom cukru we krwi oraz złamane serce” o charakterystycznym, migdałowym smaku. Tak to ja się mogę leczyć 😉 Obok odwiedzonego przeze mnie niedawno, znajduje się Muzeum Marcepanu „Kalev”. Nie jest to z pewnością klasyczne muzeum. Bardzo łatwo go przeoczyć, ponieważ wygląda z zewnątrz dość niepozornie, jak witryna cukierni. Jednak już po wejściu do środka, do nozdrzy dociera charakterystyczny, słodki zapach łakoci. Po lewej stronie od wejścia odbywa się pieczołowita ręczna produkcja marcepanu. Warto przyjrzeć się temu procesowi z bliska. Bierze w nim udział 60 letni Otto Kubo, który również dzieli się chętnie informacjami związanymi z historią tego miejsca. Tuż obok znajduje się najstarsza kawiarnia w Estonii dumnie nosząca nazwę „Maiasmokk”, czyli „Łasuch” 🙂 Tutaj możecie zaopatrzyć się w słodkości lub, zdecydowanie taniej, choć już bez tej niecodziennej atmosfery, w mieszczącym się niedaleko sklepie spożywczym Rimi, jednym z niewielu w obrębie i okolicy starego miasta. Nie najadam się za bardzo słodkościami, bo przyszła pora na obiad. Jednym z częściej wymienianych miejsc na kulinarnej mapie tego miasto jest z pewnością, znajdujący się w budynku ratusza, III Draakon. Okazuje się, że w pełni zasługuje na rekomendację. Już od samego wejścia jest to nietypowe miejsce. Jak na średniowieczna stylizacje przystało, jest tu dosyć ciemno. Jedyne źródła światła to nieliczne świece. Początkowo myślałem, że może serwowane potrawy nie zasługują no to, żeby za bardzo im się przyglądać. Okazało się jednak, że nie tylko dobrze wyglądają, ale i jeszcze lepiej smakują. Zamawiam więc słynną zupę z renifera – Elk Soup. Smakuje lepiej niż to, co sobie wyobrażałem. Warto odwiedzić nawet tutejsza toaletę. Wszystko jest stylizowane na dawne czasy. Zrobienie dobrego zdjęcia w takim miejscu zdecydowanie wymaga statywu 🙂 A skoro fotografii mowa, przenieśmy się kilkanaście metrów dalej, do Muzeum Fotografii. Dziesiątki, jeśli nie setki aparatów fotograficznych oraz przykłady zdjęć wykonanych nimi. Najstarsze modele Kodaka, Nikona- te wielkie pudłowe, i te w wersji miniaturowej. Gratka dla fanów fotografii. Przypominam, że w tym mieście prawie wszędzie jest blisko 😉 Tak po kilku minutach pieszo trafiam do leżącego u stóp wzgórza Toompea, Kościóła św. Mikołaja – Nigiliste Muuseum. To mój imiennik i jednocześnie patron kupców i żeglarzy. Choć budynek powstał w średniowieczu, został bardzo zniszczony w trakcie II wojny światowej, co pokazują liczne fotografie. Teraz jest to muzeum sztuki i sala koncertowa. Cały czas trwają prace renowacyjne. Kiedy wchodziłem do niewielkiego Adamson-Eric Museum, byłem pewien, że to muzeum sztuki japońskiej. Jest jednak zdecydowanie czymś więcej. Powiem tak… ilość obrazów nie przytłacza 😉 Za to te, które się tu znajdują, mają w sobie jakąś dziwną moc. Miejsce to nie należy jednak moim zdaniem do tych, które warto zobaczyć. I powoli wchodzę na wzgórze Toompea, to jedno z najciekawszych miejsc w mieście. Stare Miasto podzielone jest na Górne i Dolne. Pierwsze stanowiło centrum władzy, zarówno świeckiej, jak i duchownej; zamieszkiwane było przez zarządców i rody szlacheckie. Rezydentom Toompea przysługiwały prawa obywatelskie. Ich uzyskanie nie było łatwe — zarządcy dokonywali ostrej selekcji, nadając obywatelstwa tylko tym, którzy przy okazji pomnażania swoich majątków inwestowali w rozwój metropolii. Dolne Miasto zamieszkiwali rzemieślnicy i drobni kupcy, którzy początkowo nie posiadali żadnych praw. Konsekwencją podziału Tallina na Dolne i Górne Miasto było wprowadzenie prawa zabraniającego przemieszczanie się z jednej części do drugiej bez specjalnego zezwolenia. W bramie prowadzącej na Toompea do dziś widnieje ślad po zamkach, na które była zamykana. Obie części miasta połączono dopiero w XIX w. Tutaj zachowały się najważniejsze części murów miejskich i wież. System Tallińskich obwarowań liczy prawie 2 km murów, 26 baszt i kilka bram. Warto wiedzieć, że stare miasto zostało w 1997 wpisane na listę światowego kulturowego dziedzictwa ludzkości UNESCO. Znajdujemy się przy Tallitorn, z którego widać już zarówno wieżę Kiek in de Kök, jak i przez znajdującą się tu bramę, majestatyczny Sobór św. Aleksandra Newskiego. Ciekawość zaprowadzi nas zapewne schodami na wyższą część znajdującej się tu baszty, połączonej zadaszonym przejściem z niewielką, romantyczną restauracyjką. Rozpościera się z niej przyjemny widok. Wspomniany wcześniej Sobór jest pięknie podświetlony nocą. Warto zajrzeć do środka. Budynek jest na prawdę ogromny. Jakieś 500 m stąd rozpościera się najpiękniejsza panorama na dużą część miasta. Koniecznie trzeba przyjść tu późnym wieczorem, kiedy jest już ciemno, a światła wyraźnie podkreślają walory miasta o zmroku. Tuż obok znajduje się siedziba parlamentu, również pięknego nocą. Chcąc zdążyć jeszcze przed zamknięciem Muzeum Okupacji, mijam duży pięknie podświetlony krzyż, górujący nad placem Vabaduse oraz znajdujący się również na placu kościół św. Jana. Muzeum Okupacji, choć niewielkie, robi duże wrażenie ze względu na poruszoną w nim tematykę, bardzo dobitnie podkreśloną zgromadzonymi tam eksponatami. Ciekawostka jest wystawa czasowa poświęcona postaci Ingrid Bergman. Do tej pory nie wiem co wspólnego z tematem okupacji ma jej postać, ale faktycznie daje to nieco odpoczynku od ciężkiego tematu panującego w muzeum. Wracając do hostelu, mijam świąteczny jarmark bożonarodzeniowy, który przyciągnął o tej porze ogromne rzesze turystów i miejscowych. Bardzo chciałbym zobaczyć kiedyś to miejsce jeszcze raz, tym razem przykryte śniegiem 🙂 Kolejny dzień przywitał mnie fantastyczną pogodą. Od 10 rano zaplanowałem zwiedzanie podziemi Kiek in de Kök. Poprzedniego dnia zdążyłem tylko wejść na wieżę, ponieważ zwiedzanie podziemi z anglojęzycznym przewodnikiem możliwe było dopiero następnego dnia. W lochach znajduje się ciekawa wystawa prezentująca losy mieszkańców Tallina w różnych okresach historycznych. Przewodnik przekazuje bardzo dużo praktycznych informacji. Tuz przez właściwym zwiedzaniem czeka nas kilkunastominutowy film, pokazujący w zabawny sposób historię Estonii i Tallina. Wiedza przekazana w pigułce. W trakcie zwiedzania czeka na nas tez niespodzianka, dzięki której możemy się przenieść w czasie 🙂 Moim zdaniem miejsce to należy do absolutnego must see Tallina. Skoro mam już Tallin Card, warto trochę pojeździć 🙂 Jeszcze przed przyjazdem zdecydowałem, że nie wyjeżdżam bez odwiedzenia wieży telewizyjnej znajdującej się w odległości ok. 10 km od centrum. Najpierw więc podjeżdżam tramwajem pod centrum handlowe Viru. Stąd odjeżdża autobus nr pod wieżę TV. Pogoda do tego czasu zdążyła się już nieco popsuć. Zaczął padać niewielki deszcz, a niebo się zachmurzyło. Mimo tego plan musi być wykonany 😉 Wjeżdżam windą na najwyższe piętro. Tam, jeśli pogoda sprzyja i mamy dobrą widoczność, zasięg naszego wzroku pozwoli na dostrzeżenie tego, co znajduje się kilkanaście kilometrów stąd. Ja nie miałem tyle szczęścia tym razem. Skupiłem się więc na przetestowaniu wszystkich atrakcji, jakie są na platformie. Na dole budynku znajduje się też wzorcowe studio telewizyjne, w którym możemy bezpłatnie, dla zabawy nagrać jeden ze scenariuszy newsa, korzystając z promptera. Gotowy materiał możemy przesłać sobie lub znajomym @ jako fajną pamiątkę. Mimo siąpiącego deszczu, jadę w pobliże pałacu Kadriorg. Bogato zdobione wnętrza po prostu powalają. Nieopodal znajduje się Pałac Prezydencki. 5 minut pieszo, a naszym oczom ukaże się nowoczesne, ogromne Muzeum Sztuki KUMU. Każde piętro muzeum zawiera setki dzieł sztuki- głównie malarstwo i rzeźbę. Nadszedł czas na najważniejszy punkt zwiedzania. Zostawiłem go sobie na koniec, chociaż może nie była to najlepsza decyzja. Spędziłem tu sporo czasu, aż do zamknięcia, do 19:00. To Muzeum Lennusadam Sea Harbour. Na wystawie znajdziesz wiele interaktywnych eksponatów i symulatorów. Można wziąć udział w szkoleniu ratowników, odbierać sygnał SOS jako lider misji ratunkowej, angażować się w wiele innych ciekawych zajęć. Jest to jedno z najlepszych muzeów, w których dotąd byłem. W muzeum znajduje się całe mnóstwo świetnych ekspozycji multimedialnych i kilka interaktywnych. I największa atrakcja muzeum- historyczny okręt podwodny Lembit. Nie będziecie się tu nudzić – skorzystajcie z możliwości zrobienia sobie zdjęcia w mundurze i wysłania go później @. Jest dużo atrakcji dla dzieci – symulatorów lotów samolotem, jazdy motorówką, można zrobić sobie zdjęcie w mundurze. W muzeum znajdziemy mnóstwo pełnowymiarowych żaglówek, osprzętu wojskowego jak i stanowisk interaktywnych. Istnieje możliwość wypicia kawy w muzealnym barze, jak i zakupu pamiątek związanych z Estonią i samym muzeum, w znajdującym się blisko wejścia głównego sklepiku. Poza tym obok hangaru z eksponatami stoi przycumowany lodołamacz Suur Toll (wyprodukowany ponad 100 lat temu w szczecińskiej stoczni) – warto wejść do środka i zobaczyć jak urządzono cześć dla załogi i z bliska zobaczyć np. silniki, piece itp. Oficjalna strona muzeum. Cena biletu wstępu: Normalny 15 € Ulgowy 8 € (dzieci w wieku 9-18 lat i studenci z legitymacją ISIC/ITIC) Rodzinny 30 € (dla 2 osób dorosłych ich dzieci w wieku do 18 lat) Późnym wieczorem wracam do hostelu, mijając jeszcze charakterystyczny punkt w mieście- Grubą Małgorzatę Paks Margareeta. Ciekawostka – budynek był odrestaurowany przez konserwatorów z Torunia – przypuszczam, ze to oni zostawili pewien ślad:-) napis „TORUŃ” ułożony z białych kamyków w lastryko na schodach. Na koniec zahaczam jeszcze o piękna uliczkę, niedaleko hostelu, Katariina Käik. Koniecznie przejdźcie się tam wieczorem. Suplementem do tego artykułu jest dodatek poświęcony praktycznym poradom dotyczącym pobytu i zwiedzania Tallina. Znajduje się TUTAJ. Czy ten artykuł był dla Ciebie wartościowy? Będę wdzięczny za komentarze poniżej. Jeśli potrzebujesz dodatkowych informacji albo masz propozycje/sugestie dotyczące tej relacji, chętnie je poznam. Dzięki Tobie wartość kolejnych artykułów może być jeszcze lepsza. Chcesz być na bieżąco z kolejnymi relacjami z wyjazdów i poradami? Zapraszam na profil Życie w podróży na Facebook’u. Zapraszam Cię również do zapisania się do Newslettera. Gwarantuję tylko wartościowe treści, żadnego spamu. 9 votes Article Rating Czas się pakować. Rozpoczyna się nasz ostatni dzień w Tallinie. Po porannym śniadaniu wykwaterowujemy się z hostelu, pozostawiając jednocześnie większy bagaż, aby po raz ostatni wyjść na miasto. Długi weekend minął tak szybko, jak się pojawił. Zanim jednak powrócimy do kraju, czeka nas całodzienny spacer po kolejnych interesujących zakątkach estońskiej stolicy. Zatem – chodźmy! Kamienne mogiły w pobliżu klasztoru Dominikanów, Tallin Jak na złość zaczyna padać. Cóż mamy poradzić. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że to przelotne opady i iść dalej. Skręcamy w znany już sobie pasaż św. Katarzyny i podziwiamy zabudowania kompleksu klasztornego Dominikanów z XIII w. Przybyli oni do Rewla w 1246 r. i uzyskali pozwolenia na wzniesienie klasztoru i kościoła św. Katarzyny. Zakonnicy, poza modlitwą, zajmowali się handlem rybami oraz warzeniem piwa. Po przyjściu reformacji klasztor został zamknięty, a kościół po siedmiu latach spłonął (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Niestety w sezonie zimowym nie ma możliwości zwiedzania kompleksu (chyba że spróbujecie skontaktować się osobiście i zamówić grupowe zwiedzanie – będzie to jednak więcej kosztować). Obiekt jest dostępny dla indywidualnych turystów od do Opłata za wstęp wynosi €3. Na miejscu zobaczycie wnętrza średniowiecznego klasztoru: refektarze, sypialnie i inne pomieszczenia, z których korzystali zakonnicy. Wejście do muzeum znajduje się od strony ulicy Müürivahe. Zaraz po przejściu pasażu św. Katarzyny należy skręcić w lewo, a następnie jeszcze raz w lewo, przechodząc przez bramę. Z uwagi na sezon zimowy zadowalamy się podziwianiem kamieni nagrobnych ze spalonego kościoła św. Katarzyny Aleksandryjskiej, które wystawiono przy pasażu. Docieramy do ulicy Müürivahe i skręcamy w prawo. Mimo niepewnej pogody i siąpiącego deszczu handlarze rozkładają swoje stoiska, licząc na to, że turyści dopiszą i będą mogli coś zarobić. Większość sprzedawców oferuje swetry, czapki, rękawiczki i wszelkiego rodzaju odzież. Miejsce charakterystyczne. Po lewej stronie uliczki ciągną się średniowieczne mury Tallina. Jeśli chcemy, możemy wyjść po schodach i oglądać okolicę z góry. Oczywiście za opłatą. My decydujemy się iść na piechotę w kierunku ratusza. W Tallinie… Po drodze wstępujemy na pocztę przy ulicy Viru. Majka, zgodnie z tradycją, wysyła pocztówki do kraju. Jak już wspomniałem w swoim pierwszym wpisie o Tallinie, jeśli macie ochotę na oryginalny prezent z miasta, możecie tu nabyć piękne, stylizowane na średniowieczne, ręcznie robione pocztówki. Warto wydać trochę więcej euro i mieć coś takiego. Przynajmniej ja tak uważam, ale zależy co się komu podoba. O gustach się przecież nie dyskutuje… :). Mijamy bar z szyldem misia pijącego piwo i dochodzimy do Placu Ratuszowego. Kierujemy się w stronę ulicy Dunkri i podążamy nią aż do samego końca. Na niewielkim placu zauważamy ładną, niewielką studnię, a właściwie jej pomnik, bo prawdziwa już nie istnieje. Niby nic takiego, a jednak… . Z Kocią Studnią, bo tak się ona nazywa, związana jest mroczna historia (właściciele i miłośnicy kotów proszeni są o opuszczenie tego fragmentu tekstu, gdyż może być on dla nich wstrząsający). W miejscu tym od XIV stulecia stała studnia, z której korzystali okoliczni mieszkańcy. To co działo się przez ten czas nie jest do końca ustalone. Jedna z wersji wydarzeń opowiada, iż mieszkańcy wrzucali do niej martwe koty. Druga z kolei mówi, że koty wrzucano, owszem, jednak nie tylko martwe, ale i żywe. Dlaczego tak czyniono? Ponoć średniowieczni Tallińczycy wierzyli, że w studni mieszka duch diabła, który domaga się ofiar ze zwierząt. W przeciwnym wypadku źródło wyschnie, a mieszkańcy będą mieli problem. Oprócz owiec i bydła głównymi ofiarami przesądu były niestety bezdomne koty. Właśnie dlatego dzisiejsza nazwa studni nawiązuje do tamtych dramatycznych wydarzeń. Co się tyczy wody to owszem, źródło nie wyschło, ale możecie się domyśleć, że martwe zwierzęta nie wpłynęły pozytywnie na jej jakość i w XIX w. konieczna była likwidacja studni. Jeśli o mnie chodzi… chcę wierzyć w pierwszą, mniej tragiczną wersję wydarzeń… . Kocia studnia, Tallin Wspominając kocie ofiary, skręcamy w prawo w „ulicę restauracji” – Niguliste, a następnie wspinamy się na zamkowe wzgórze Toompea. Dla smakoszy oraz osób z pełnym portfelem to idealne miejsce. Przy ulicy znajdują się najlepsze restauracje w mieście (wg rankingu Tripadvisor), ale i najdroższe (tych z Placu Ratuszowego nie wspominam, bo one są już w ogóle poza wszelkimi rankingami i zdzierają kasę niemiłosiernie), zatem jeśli już miałbym się decydować gdzie zjeść, mając dużo pieniędzy, wybrałbym właśnie ulicę Niguliste. Wzgórze Toompea, inaczej zwane Górnym Miastem, to najstarsza część średniowiecznego Tallina. Dla Estończyków miejsce ważne i symboliczne. Tu bije serce miasta. Tu, jeśli wierzyć legendzie, pochowano szczątki legendarnego Kaleva. Dla narodu estońskiego wzgórze znaczy tyle, co dla Czechów Wyszehrad i Hradczany razem wzięte, dla Polaków krakowski Wawel, a dla Węgrów Esztergom. Będąc w Tallinie, trzeba tu po prostu zajrzeć! Wapienne wzgórze wznosi się na wysokość 50 m Jego geneza ma związek z ostatnim zlodowaceniem, choć legenda mówi co innego… . Zgodnie z nią, po śmierci Kaleva – bohatera i obrońcy kraju – jego żona Linda postanowiła upamiętnić małżonka, usypując kurhan. Znosiła głazy tak długo, aż utworzyły one obecne wzgórze Toompea. Jeden spośród nich wypadł jej z rąk. Linda zapłakała, a łzy, które wylała, utworzyły jezioro Ülemiste. Kamień, który rzekomo upuściła, rzecz jasna stoi przy zbiorniku. Na cześć wspaniałej żony nazwano go Lindakivi (Głaz Lindy). Syn małżeństwa – Kalevipoeg (dosł. syn Kaleva) – chcąc oddać cześć pracowitej matce, osadzie obronnej, która później powstała na usypanym przez nią wzgórzu, nadał miano Lindanise (Łono Lindy, Sutek Lindy). Tak według legendy powstał Tallin, a ściślej wzgórze Toompea 🙂 (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Naszym pierwszym celem, który wybraliśmy na odwiedziny, jest prawosławny sobór św. Aleksandra Newskiego. Choć wielu mieszkańcom Tallina i Estonii może się to nie podobać (osobiście doskonale ich rozumiem), świątynia wrosła na stałe w pejzaż Tallina i zamkowego wzgórza. Początki soboru sięgają XIX w. W związku ze wzrostem liczebności ludności prawosławnej w Rewlu konieczne było wybudowanie świątyni, która pomieści więcej osób niż stara, mała cerkiew. Datki na budowę świątyni napływały z całej Rosji (przypomnę, że Rosjanie stanowią dziś prawie 40% mieszkańców Tallina), a ukończono ją w 1900 r. Dziś może pomieścić nawet 1500 osób (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). No dobrze, ale… właściwie dlaczego do soboru miano by żywić niechęć? Sobór św. Aleksandra Newskiego, Tallin Podczas II wojny światowej królewski zamek na Wawelu został zhańbiony, stając się na kilka lat siedzibą Hansa Franka. Możemy sobie zatem wyobrazić jak czuli się Estończycy, gdy sobór św. Aleksandra Newskiego wznoszono na miejscu… pochówku legendarnego Kaleva. Też byście się wkurzyli, prawda? Miał to być symbol carskiego panowania nad Estonią. Nie bez powodu wybrano również patrona świątyni Aleksandra Newskiego. Z wdzięczności za ocalenie z katastrofy pociągu cara Aleksandra III Romanowa postanowiono, aby duchową pieczę nad soborem sprawował prawosławny święty, a zarazem książę ruski, którego waleczność okryła się w regionie wielką sławą. Po uzyskaniu niepodległości przez Estonię świątynię planowano zburzyć. Ostatecznie jednak zrezygnowano z tego pomysłu (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Spoglądamy na sobór z zewnątrz. Wyglądem nie odbiega od typowego wizerunku rosyjskich cerkwi. Do środka wchodzimy głównym wejściem (jednym z trzech), które zdobi portal zwieńczony łukiem w kształcie oślego grzbietu. Przekraczając próg świątyni, musimy dostosować się do panujących zasad. Niestety nie można tu wykonywać żadnych zdjęć (dotyczy to również fotografii bez użycia lampy), a kobiety powinny mieć zakrytą głowę. Naszą uwagę w przepięknym wnętrzu soboru zwracają przede wszystkim liczne ikony oraz ikonostas. Stara tradycja wymagała, aby każdy nowy sobór, będący pod wezwaniem świętego, który jest jednocześnie patronem panującego cara, otrzymał od carskiej rodziny ikonę. Tak stało się i w tym przypadku. Świątynia została obdarowana wizerunkiem św. Andrzeja z Krety. Jego wspomnienie w kościele prawosławnym przypada na 17 października. Jest to zarazem dzień… ocalenia Aleksandra III i jego rodziny z katastrofy pociągu (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Zajrzyjcie tutaj koniecznie. Jeśli ktoś nawet odwiedził małe i drewniane cerkwie polskich Karpat, to wrażenia, jakie towarzyszą podczas przebywania w typowym soborze, są zgoła inne. Będziecie zatem mieli porównanie. A jeśli ktoś nie był nigdy w cerkwi, to po prostu zobaczy „z czym to się je” 🙂 . Budynek estońskiego parlamentu, Tallin Opuszczamy świątynię i spacerujemy dalej po zamkowym wzgórzu. Po drodze mijamy dawny zamek, będący obecnie siedzibą estońskiego parlamentu. Z uwagi na funkcję, jaką pełni budynek, nie można go tak po prostu zwiedzić. Jest to możliwe jedynie w zorganizowanych grupach (oczywiście po wcześniejszej rezerwacji). Zadowalamy się zatem podziwianiem gmachu z zewnątrz. Czeka już na nas kolejna atrakcja zamkowego wzgórza i jeden z ciekawszych zabytków Tallina – Katedra Najświętszej Marii Panny. Mamy szczęście. Kościół jest udostępniony dla zwiedzających przez cały rok, zatem jeśli wybieracie się do estońskiej stolicy poza sezonem, nie musicie się martwić o to, że zastaniecie zamknięte wrota (oczywiście w godzinach otwarcia). Katedra NMP, Tallin Katedra NMP to główna świątynia luterańska Tallina. Powstanie kościoła datuje się na rok 1219 i prawdopodobnie jest on najstarszym budynkiem sakralnym w Estonii. Jego historia musi być zatem bardzo bogata, choć nie będę się o niej specjalnie rozpisywał. Podczas panowania Duńczyków swą kaplicę miał tu duński król. Najstarszym elementem architektonicznym katedry, który dotrwał do naszych czasów, jest barokowa wieża powstała w latach 1778 – 1779, na której zawieszono trzy dzwony (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Wchodzimy do środka i zakupujemy bilety wstępu w kwocie €2 (aby wejść na kościelną wieżę, należy dopłacić jeszcze €5, w związku z czym rezygnujemy z tej przyjemności – widoki na miasto będziemy podziwiać za chwilę z okolicznych punktów widokowych – o tym za chwilę). Wraz z biletem otrzymujemy przewodnik po świątyni w wybranym przez nas języku (najszybciej schodzą po angielsku) i ruszamy na zwiedzanie. Co tu dużo opowiadać. Katedra jest przepiękna i te €2, które przyszło nam zapłacić za wejście, zostało dobrze wydane. Spędzamy w niej dobre kilkanaście minut, nie mogąc się napatrzeć na ilość dóbr kultury, która znajduje się w środku. Świątynie Tallina mają coś w sobie. Coś, czego nie znajdziemy w naszych polskich kościołach. Może dlatego, gdy odwiedzam nowe miejsca, kieruję się właśnie tam. Bo nawet mieszkając w Krakowie, gdy pojedzie się do Torunia czy Gdańska, ujrzy się świątynie o odmiennej architekturze i wystroju, często zbudowane z innego materiału. Ta różnorodność to coś fascynującego. Dziś, porównując nowoczesne budowle z różnych stron świata, musimy się dobrze zastanowić, z jakiego kraju pochodzą. Jeszcze kilka wieków temu wiedzielibyśmy to od razu. Wróćmy jednak do tallińskiej katedry. Herby we wnętrzu katedry NMP, Tallin Naszą uwagę w pierwszej kolejności zwraca ogromna liczba herbów (jest ich tutaj aż 107!). Najstarszy spośród nich pochodzi z 1686 r. (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Niektóre swoimi rozmiarami dosłownie powalają. Jeśli miałbym wskazać w pierwszej kolejności, co zapamiętałem z katedry, z pewnością wymieniłbym właśnie herby. I mimo, że wnętrze świątyni, z uwagi na jasne, monotonne ściany, jest nieco surowe, nie odczuwa się tego tak bardzo. W katedrze podziwiamy jednak nie tylko symbole rodowe. Naszą uwagę zwraca ołtarz główny z końca XVII w., organy z II połowy XIX w., a przede wszystkim drewniane ławy z (uwaga!) końca XVIII w.! Robią wrażenie (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Świątynia jest miejscem spoczynku wielu znanych i mniej znanych osobistości. Stąd też odnajdujemy w niej kilka sarkofagów i sporo epitafiów. Zostali tu pochowani Pontus De la Gardie (szwedzki wódz o francuskich korzeniach, słynący z potwornego okrucieństwa, mający na sumieniu krew wielu tysięcy ludzi każdej płci i w każdym wieku); Samuel Greigh (szkocki oficer, jeden z faworytów carycy Katarzyny II, która sama sfinansowała jego sarkofag) oraz Adam Johann Ritter von Krusenstern (rosyjski żeglarz i admirał, dowódca pierwszej w dziejach rosyjskiej ekspedycji dookoła świata) (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Sarkofagi i epitafia nie ustępują urodą wspomnianym herbom i są ich interesującym uzupełnieniem w wypełnieniu katedralnej przestrzeni. Kierując się do wyjścia, zatrzymujemy się na chwilę przy progu świątyni, aby wspomnieć pewną ciekawą, legendarną postać tallińskiego „Don Juana”. Naprawdę nazywał się Otton Johann Thuve i żył w XVII w. Zgodnie z podaniem prowadził on hulaszczy i zawadiacki styl życia, pełen kobiet, wina i śpiewu. Przed śmiercią, w trosce o spokój swej duszy, poprosił o pochówek w progu katedry, aby każdy wierny, wchodząc do świątyni, czynił znak krzyża, tym samym odkupując jego winy. Istnieje również druga wersja legendy. Mówi o tym, że w ten sposób sprośny „talliński Don Juan” nawet po śmierci chciał ułatwić sobie… zaglądanie kobietom pod spódnice 🙂 . Miejsce, gdzie został pochowany, możecie oczywiście odnaleźć w katedrze. Wychodzimy na zewnątrz, aby popatrzeć na Tallin z lotu ptaka. Na zamkowym wzgórzu Toompea odnajdziemy kilka punktów widokowych, z których rozciągają się przepiękne panoramy na miasto. Który z nich oferuje najlepsze widoki? Zaraz odkryję tajemnicę 🙂 . Najbliżej katedry NMP znajduje się platforma widokowa Piiskopi. W moim osobistym rankingu miejsc, z których można podziwiać panoramę Tallina, zajmuje ona drugie miejsce. Właśnie dlatego nie spędzamy tutaj dużo czasu, co nie oznacza, że widoki, jakie się stąd roztaczają, są nieciekawe. Są interesujące, choć nie tak bardzo, jak z kolejnego punktu, do którego właśnie się udajemy. Widok ze wzgórza Toompea na Tallin Ulicami Kiriku oraz Toom-Rüütli docieramy do platformy widokowej Kohtuotsa. Nie będę owijał w bawełnę: razem z Placem Ratuszowym to najpiękniejsze miejsce w Tallinie. Panorama, jaka roztacza się z tego miejsca, obejmuje swoim zasięgiem najciekawsze fragmenty tallińskiego Starego Miasta, Zatokę Fińską, co w połączeniu z drugoplanową, nowoczesną architekturą miasta, daje niepowtarzalny efekt. I choć są budynki, bez których widoki byłyby jeszcze wspanialsze, to i tak podziwianie panoramy estońskiej stolicy z tego miejsca należy do niezapomnianych przeżyć. Wyciągamy aparaty fotograficzne i rozpoczynamy kilkuminutową zabawę. Słońce prześwitujące zza stalowych chmur, czerwone dachy średniowiecznych budowli, spiczaste wieże kościołów – to wszystko w połączeniu z unikatową barwą Bałtyku daje efekt, o jakim marzy każdy fotograf. Takie chwilę mogą trwać wieczność 🙂 . Powrócimy tu jeszcze wieczorem. Tymczasem udajemy się w kierunku baszty Kiek in de Kök. Zwiedzimy tam zarówno tallińskie podziemia, jak i samą basteję. Zatem – chodźmy! Przechodząc w pobliżu soboru Aleksandra Newskiego, można na chwilę podejść pod pobliską basztę Pikk Hermann (Długi Herman), przy której znajduje się kolejny punkt widokowy. Miejsce jest ważne dla Estończyków również z innego powodu. Dziś powiewa tu estońska flaga. Podnoszona codzienne o wschodzie słońca (przy dźwiękach estońskiego hymnu), jest opuszczana o jego zachodzie (przy dźwiękach innej pieśni patriotycznej). Wieża jest jedną z lepiej zachowanych baszt Tallina, a z pewnością najważniejszą (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Chcąc skrócić sobie drogę do Kiek in de Kök, zbaczamy nieco z głównej drogi i lądujemy na… ślepym placu, a dokładnie w… Ogrodzie Duńskiego Króla. Można stąd popatrzeć na miasto, choć widoki nie są już tak imponujące jak z Kohtuotsa. Widać stąd za to doskonale dwie średniowieczne baszty: Tallitorn (Wieżę Konną/Stajenną) oraz Neitsitorn (Wieżę Dziewic). Nazwa tej drugiej może być nieco myląca, gdyż legenda powiada, że przed wiekami mieściło się w niej więzienie dla… prostytutek. Genezę nazwy bastei lepiej wyjaśnia druga wersja podania, mówiąca o tym, że w jej celach przebywały dziewczęta sprzeciwiające się woli rodziców, chcących wydać je za młodzieńców, niekoniecznie kochanych przez owe damy (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Co prawda interesująca nas baszta Kiek in de Kök jest widoczna z ogrodu, ale dojść do niej od tej strony niepodobna. Wobec tego obchodzimy mury od wewnątrz i podchodzimy pod basteję z zachodu. Kiek in de Kok, Tallin Kiek in de Kök to chyba najsłynniejsza tallińska baszta o bardzo intrygującej nazwie. W dialekcie dolnoniemieckim w dosłownym tłumaczeniu oznacza ona ni mniej, ni więcej tylko… „zajrzyj do kuchni”/”rzuć okiem do kuchni”. Nic dziwnego. Wieża jest na tyle wysoka, że w przeszłości strażnik, który pełnił wartę na samej górze, mógł bez problemu zaglądać do okien sąsiednich domostw i przyglądać się, co też dobrego gospodynie przygotowują na obiad 🙂 (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Kiek in de Kok, Tallin Baszta powstawała w kilku etapach. Jej obecna wysokość to niecałe 50 m. Ciekawostką jest fakt, że możemy w niej oglądać pozostałości po oblężeniu miasta przez wojska Iwana Groźnego w 1577 r. Są to armatnie kule, które zachowały się w ścianach (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Dziś w wieży funkcjonuje muzeum, do którego niezwłocznie wchodzimy. Tutaj ważna uwaga. Mamy do wyboru: zwiedzanie samej baszty, samych podziemi, bądź też bilet łączony na obydwie atrakcje. Oczywiście najkorzystniej wychodzi opcja nr 3 (koszt biletu na wieżę i do podziemi to €9). Na taką też opcję się decyduję. Maja zadowala się wariantem nr 2. Z uwagi na to, że podziemia można zwiedzać tylko z przewodnikiem i w małych grupach, konieczna jest wcześniejsza rezerwacja (może być mailowo na adres: kok@ Samą basztę można odwiedzać bez ograniczeń. Zakupujemy bilety, które mają formę naklejek (odpowiednio na wieżę i podziemia). Czekając na przewodnika, siadamy w poczekalni na przygotowanych dla nas krzesłach. Po godz. 11 rozpoczynamy zwiedzanie. Na początek krótki film przedstawiający historię Tallina (w kilku językach). Opowiada ją postać legendarnego starca z tallińskiego jeziora Ülemiste, które, jak wcześniej wspominałem, powstało z łez Lindy ronionych po stracie Kaleva. Według ludowych podań każdego roku, po zmierzchu, wyłania się z wody postać człowieka z popielatą brodą. Starzec pyta pierwszą napotkaną osobę, czy Tallin został już ukończony. Zapytany powinien odpowiedzieć, że nie, gdyż miasto wciąż się rozbudowuje. W przeciwnym wypadku, posępny człowiek bardzo by się ucieszył i zalał estońską stolicę wodami jeziora. Ocaleć miałoby tylko wzgórze Toompea… (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Pomysł umieszczenia staruszka w filmie jako lektora bardzo nam się podoba. W sposób lekko humorystyczny wyjaśnia historię Estonii i Tallina i, co najważniejsze, nie zanudza! Po kilkunastominutowym seansie ruszamy odkrywać podziemia! Sympatyczna pani przewodnik opowiada perfekcyjną angielszczyzną bardzo dokładnie o każdym fragmencie trasy, który mijamy. Aż trudno uwierzyć w to, jak wiele funkcji pełniły podziemne tunele przez prawie 400 lat swojego istnienia. Początkowo służyły celom militarnym. Były także miejscem, w którym więziono ludzi. Używano ich jako magazyny, a podczas II wojny światowej dawały schronienie mieszkańcom miasta przed nalotami, stając się na wiele dni ich domem. Po wojnie w podziemiach nadal istniało małe miasteczko, lecz gdy pod koniec lat 80 opustoszało, tunele zajęli bezdomni. Dziś pełnią kolejną już funkcję podczas swojej długiej historii – są obiektem turystycznym (jednym z najchętniej odwiedzanych w Tallinie). I rzeczywiście – na trasie towarzyszy nam sporo ludzi. Podziemia Tallina Nie będę opowiadał Wam o wszystkich ciekawych rzeczach, które spotkacie na trasie, gdyż pragnę wzmóc Waszą ciekawość i jeszcze bardziej zachęcić do odwiedzin tego miejsca. Uważam, że naprawdę warto! Po zwiedzaniu podziemi wyruszam na eksplorację wieży. Ta część muzeum również zadowoli miłośników historii, a w szczególności średniowiecznych militariów, których jest tu pod dostatkiem. Wystawa opowiada historię Tallina w postaci filmów, makiet i tablic opisowych. Nie ma tu co prawda specyficznego klimatu, jaki towarzyszył nam podczas spaceru podziemnymi tunelami, ale nie czuję się bynajmniej zawiedziony. Tym bardziej, że wchodząc na kolejne piętra baszty, przez okienka podziwiam coraz bardziej interesujące widoki na miasto. Widok z baszty Kiek in de Kok na Tallin Z najwyższej kondygnacji rozciągają się widoki na cztery strony świata. Warto było się tu wspiąć, aby je podziwiać. Jeszcze tylko parę zdjęć i można schodzić. W brzuchu zaczyna burczeć. Czas coś zjeść. Kierunek – Lido! Galeria zdjęć z Wilna i Tallina do obejrzenia tutaj. Galeria zdjęć z poprzedniego wypadu do Tallina do obejrzenia tutaj. Czas na kolejny wpis z mojego ostatniego wypadu na północ. Ostatnio pisałem o Wilnie, a dziś na tapecie będzie co zobaczyć w Tallinie. To zdecydowanie moja ulubiona z czterech odwiedzonych ostatnio stolic. Jeśli będziecie kiedyś planowali podobny road-trip do mojego (Wilno-Ryga-Tallin-Helsinki) pamiętajcie, żeby najwięcej czasu zaplanować właśnie na stolicę Estonii. Jest zdecydowanie najładniejszy, najbardziej wciągający i ma po prostu niezapomniany klimat. Całe stare miasto otoczone jest starymi murami miejskimi, coś na kształt tego kawałka z Bramą Floriańską w Krakowie, tylko wyższe i dosłownie dookoła całego miasta! Wygląda to naprawdę imponująco. Jak się zabrać za zwiedzanie? Jeśli chodzi o to, co zobaczyć w Tallinie, to jest na pewno sporo miejsc, do których warto wpaść. W każdym hostelu czy informacji turystycznej dostaniecie darmową mapkę z zaznaczonymi najważniejszymi punktami w mieście. Warto zaznaczyć, że jest ona naprawdę dobrze przygotowana i pokrywa dokładnie to, co powinna. Można więc spokojnie odhaczać wszystkie miejsca po kolei – są naprawdę blisko i większość z nich uda Wam się spokojnie zobaczyć w jeden dzień. Najlepiej na spokojnie Tallin jest jednak miastem na tyle urokliwym, że zdecydowanie warto mu poświęcić troszkę więcej czasu. Ja miałem tylko niecałe dwa dni i żałowałem, że nie mogę zostać tam dłużej. Przede wszystkim wybierzcie się do centrum starego miasta wieczorem. Mało jest tak wspaniale oświetlonych miast. Żółtawe i pomarańczowe smugi światła w połączeniu z średniowieczną architekturą tworzą niesamowitą feerię barw i poczucie, że człowiek cofnął się w czasie. Im później i im bardziej ubywa ludzi, tym wspanialej człowiek czuje się w otaczającym go świecie, który z jeden strony jest totalnie nowoczesny, pełen knajpek i barów, ale z drugiej kapie historią i urzeka tajemniczością. Moją radą na to co zobaczyć w Tallinie i jak się po nim poruszać byłoby chyba po prostu zagubienie się w centrum starego miasta. Jeśli macie na to czas, idźcie po prostu bez planu przed siebie, zaglądajcie w czarujące zaułki, wracajcie się do miejsc, które Was oczarowały a potem eksplorujcie dalej i głębiej i więcej. Tallin jest naprawdę unikatowym miastem i w ten sposób zdecydowanie uda Wam się w nim zatopić. Koniecznie zawędrujcie do Pasażu św, Katarzyny – szczęki Wam opadną – poczujecie się jak w Harrym Potterze! Dopiero na przykład na drugi dzień weźcie do ręki listę ważnych miejsc i odwiedźcie te, których nie udało Wam się zobaczyć przy okazji poprzedniego dnia. Gwarantuję Wam, że większość z nich będziecie mieli już “odhaczone”. Pasaż św. Katarzyny Spójrz z góry Bardzo dobrą metodę na obejrzenie miasta są też punkty widokowe, pozwalające na obserwację wszystkiego z perspektywy. Zobaczycie wtedy, jak relatywnie niewielka jest centralna część miasta. Będziecie mieli okazję sprawdzić, gdzie sięgały mury średniowiecznego Tallina, bo całe obwarowanie będzie z góry widoczne jak na dłoni. Do obserwacji polecam Wam dwa punkty widokowe na wzgórzu w centrum – Patkuli oraz Kohtuotsa. Kiedy już będziecie u góry odwiedźcie też jeden z najbardziej charakterystycznych punktów w mieście, czyli Katedrę Aleksandra Newskiego. Równie wspaniały widok an Tallin będziecie mieli z wieży Kościoła Świętego Olafa po drugiej stronie miasta. Widok z Kościoła Świętego Olafa Widok z Kościoła Świętego Olafa Katedra Kiedy już będziecie mieli dość patrzenia z góry, dojdźcie w którymś miejscu do murów miejskich i po prostu idźcie na spacer wzdłuż nich. Obiecuję Wam niesamowite wrażenia. Mury miejskie Maiden’s Tower A jak już zgłodniejecie, to koniecznie wybierzcie się na Rynek i odwiedźcie znajdującą się w ratuszu restaurację Draakon III, która serwuje najbardziej popularny wśród turystów przysmak, czyli zupę z łosia. Warto jej spróbować, jest naprawdę przepyszna! Ratusz Zupa z Łosia A teraz bez zbędnego rozwodzenia się lista – co zobaczyć w Talinie: Maiden’s Tower – jedna z bardziej charakterystycznych wież w ciągu murów obronnych Katedra Aleksandra Newskiego Parlament (Toompea Castle) Katedra św. Marii Dziewicy Punkty widokowe – Patkull i Kohtuotsa Rynek i Ratusz Raeapteek – najstarsza apteka w mieście Kościół św. Katarzyny i pasaż św. Katarzyny Dom Bractwa Czarnych Głów Kościół św. Olafa Plac Wolności Stary Port Seaplane Harbour – muzeum morsko-lotnicze Draakan III – restauracja na zupę z łosia Stary Port Stary Port Seaplane Harbour – Muzeum Morsko-Lotnicze Parlament Mieliście już okazję być w Tallinie? Dodalibyście coś do listy? Jakie były Wasze wrażenia? Dajcie znać!

gdzie zjeść w tallinie